Słuchania pieśni Cohena nauczył mnie śp. (zmarł w styczniu ubiegłego roku) prof. Ludwik Lipnicki, biolog. Byłem licealistą, pracowałem już w radiu i nagrywałem z profesorem rozmowy o przyrodzie.
LL był specjalistą od porostów; dzięki spotkaniom z nim znam od ćwierćwiecza słowo „lichenologia”, którego użyciem kilka razy zrobiłem kolosalne wrażenie na wykształconych przyrodnikach. Podobnie jak podkreślaniem, niby od niechcenia, że porosty są efektem symbiozy grzybów z glonami. Metoda Nikodema Dyzmy, by powtarzać po mądrzejszych, jest wciąż aktualna i każdemu ją polecam.
Po profesorze Lipnickim – także mniej więcej od ćwierćwiecza – powtarzam, mrucząc pod nosem, „Słynny, niebieski prochowiec”, „Jeśli wola Twa” i koniecznie: „Prosiłem Ojca – Ojcze, daj mi nowe imię”. LL śpiewał przygrywając na gitarze, w manierze Macieja Zembatego. Wśród ulubionych utworów profesora i – także mniej więcej od ćwierćwiecza – moich znajduje się „Bird on the wire” z czterowierszem otwarcia (w tłumaczeniu wzmiankowanego Zembatego):
Jak ptak na drucie
Jak pijak w nocnym chórze
Próbowałem na swój sposób
Być wolny
Pijaka w nocnym chórze zostawmy na inną okazję. Jeśli chodzi natomiast o ptaka na drucie – to nawet przed epoką fotografowania ptaków zawsze przystawałem na chwilę widząc to zjawisko.
Jakże więc ucieszył mnie płot jednostki wojskowej na Helu (i w Helu, w sensie: w miejscowości Hel), okalany zmyślnie zaplątanym drutem kolczastym. Z daleka, gdy przysiadł na nim rudzik, płot prezentował się tak:
Prawda, że poruszający widok? Po chwili nadleciała bogatka:
I kolejna, która postanowiła jednak uwolnić się z drutów:
Zainspirowany helską przygodą przeszukałem archiwum z ostatnich miesięcy i mam już trochę materiału na doktorat: „Topos ptaka na drucie w fotografii przyrodniczej Macieja Zdziarskiego. Studium analityczne”. Nic tylko siadać i pisać!
Refleksyjna antylogia zaklęta w zdjęciach..