Muszę przyznać się do wstydliwej pasji – lubię fotografować nie tylko ptaki, ale także miejsca, w których obiekt mógłby się usytuować. Nadszedł czas, by ujawnić tę osobliwą kolekcję.
Myli się ten, kto sądzi, że o sukcesie ptasiej fotografii przesądza ptak na fotografii. Otóż nie. Liczy się kontekst – światło, kompozycja, a nade wszystkie miejsce, nazywane przez fotografów sceną.
Oczywiście może się zdarzyć, że scena jest skromna, a bohater ozdobny. Czy zrobiłem kiedyś takie zdjęcie? Zdaje się, że tak.
Popełniłem jednak dużo więcej zdjęć, na których ptaka nie ma w ogóle, ale jest coś pięknego, co aż prosi się o jego wizytę. Na przykład tu:
Albo tu:
Prawda jest taka, że cokolwiek przyleci i spocznie – będzie wspaniały obrazek. Ale po co – zapyta ktoś – uwieczniać samo miejsce, skoro nie ma gwarancji wizyty?
Odpowiadam: dla ćwiczenia oka. Żeby w przyszłości automatycznie wyłapywać, gdy ptak pojawi się w ciekawym miejscu (zazwyczaj na maksymalnie kilka sekund, zanim poleci dalej). Tak było w tym przypadku:
Dlatego konsekwentnie dokumentuję miejscówki. Zrobiłem sobie z nich osobny katalog w komputerze.
Niekiedy podczas takiej przygotowawczej roboty akurat coś nadleci. No to ciach i mamy:
A później znowu tylko potencjalność:
Aż w końcu nadejdzie sukces w kilku wymiarach – i scena ładna, i coś przed sceną w rozmyciu, i coś za sceną w rozmyciu. Ptak natomiast pierwsza klasa, we właściwym punkcie.
Takie święto jednak zdarza się rzadko. Trzeba ucieszyć się, podziękować Opatrzności, po czym znowu fotografować puste miejsca.
Aż do następnego razu!