Fotografowanie z perspektywy plaży czy – szerzej – nabrzeża to szczególny rodzaj przyjemności i przygody. Lubię wielogodzinne spacery połączone z wypatrywaniem. Dziś trzy wspomnienia.
Pojawienie się nad Bałtykiem bernikli obrożnej – jedynej gęsi z czarną głową – zawsze jest swego rodzaju świętem, ściągającym ornitologów i fotografów przyrody. Niezmiernie zabawnie wygląda sytuacja, w której jedną berniklę pływającą tuż przy Cyplu Rewskim starannie dokumentuje siedmiu facetów poprzebieranych w stroje maskujące. Tak było w tym przypadku. Mnie trafił się całkiem ładny kadr.
Za to kwokacza wypatrzyłem samodzielnie. Podczołgałem się do niego na plaży i z zachwytem obserwowałem jak spaceruje. Trwaliśmy tak ze dwie minuty w swego rodzaju splocie – obserwowany i obserwujący. Pogoda była piękna, światło idealne. Tu także zostałem nagrodzony przyjemnym, czystym kadrem. Możliwość zrobienia takiego zdjęcia to wyróżnienie i frajda.
Nie trzeba jednak szczególnie rzadkiego ptaka, który tylko czasem pojawia się na polskiej ziemi, żeby mieć satysfakcję z udanego strzału. Tę młodą pliszkę siwą wypatrzyłem w Gdyni na plaży miejskiej. Dostałem się najbliżej jak mogłem, lawirując między wielkimi kamieniami, i zrobiłem tylko jedną fotografię. Ostrość ustawiona idealnie na oku ptaka zbudowała klimat.
I w ten sposób pliszka, jakże łatwa do zaobserwowania w każdym zakątku Polski, pięknie domknęła nadmorską triadę.