Wstałem przed świtem, aby dotrzeć na czas. Morze cofnęło się, krajobraz był postapokaliptyczny. Pełen wiary czekałem, aż nadejdą bohaterowie z rodziny bekasowatych. I stała się jasność.
Wraz z jasnością pojawiły się ptaki. Trzy gatunki, na które liczyłem, wierząc, że wcześniejsi obserwatorzy nie pomylili się i prawidłowo oznaczyli to miejsce jako przestrzeń potencjalnego spotkania.
Pierwszy dotarł brodziec piskliwy. Leciał nisko nad wodą, a kiedy zaczął iść, szedł – zgodnie z tym, co wyczytałem wcześniej – ruchem, by tak rzec, huśtanym. Dopiero kiedy stanął nad taflą i spojrzał w nią – przyjął pozę zamyślenia. Jakby pytał: „Czy ten drugi to ja?”.
Nie zgłębiał problemu zbyt długo, ruszył kiwając ogonem i głową. Zrobił rundkę tuż przede mną.
I podążył w przeciwną stronę. Tyle go widziałem.
Wkrótce w przestrzeń ogarnianą obiektywem wkroczyły dwa kamuszniki.
Z książek doktora Kruszewicza wiedziałem jak interpretować łacińską nazwę arenaria interpres – „przekładający kamienie na przestrzeni piaszczystej”. Kamuszniki potwierdziły, że czytanie książek w pewnych okolicznościach miewa sens, bo ich zachowanie kropka w kropkę potwierdzało lekturowe ustalenia. Jednak od czasu do czasu odrywały się od żmudnej roboty i pozowały na ładnych tłach.
Najbardziej ucieszył mnie ten kadr – prawie tak udany jak portret brodźca studiującego swoje odbicie.
Kamuszniki zeszły ze sceny, a wkroczył na nią kulik mniejszy.
Pochodził, znalazł coś do jedzenia, chwycił długim dziobem.
Przycisnąłem spust migawki i chyba nieco zbyt głośno zamanifestowałem radość. Kulik spojrzał na mnie i uznał, że czas na niego.
Zostałem na plaży całkiem sam, zanim pojawili się pierwsi amatorzy joggingu i spacerowicze z psami.
Urzekające zdjęcia, Dziękuję. Przybliżasz piękno, którego nie doceniamy a które nas otacza.
Królestwo Ptaków w Trzech Króli 😃👍