W mojej kolekcji filatelistycznej znajdują się dwa niewielkie walory ze wspólnej, izraelsko-singapurskiej emisji. Proste, powściągliwe, piękne.
Przykładam do nich lupę i myślę z sentymentem o podróżach po Azji Południowo-Wschodniej. Kilka lat temu dość często latałem do Singapuru, a stamtąd do różnych krajów regionu – Malezji, Indonezji, Tajlandii, na Filipiny. Sporo czytałem wówczas o Azji, ciekawił mnie fenomen Singapuru jako miejsca, w którym w ciągu kilkudziesięciu lat powstało idealne państwo-miasto: ze wszystkimi atutami Azji i całkowicie pozbawione azjatyckich wad. Cywilizacja jak ze snu satrapy przywiązanego zarazem do porządku i do idei wolności, do poczucia wspólnoty oraz indywidualizmu pojmowanego jako chęć odniesienia sukcesu. Z tych pozornie sprzecznych wartości i dążeń ulepiony został Singapur – symbol przekraczania granic niemożliwego.
Wspaniałym przeżyciem dla każdego, kto znajdzie się w Singapurze i kocha przyrodę, jest odwiedzenie tamtejszego ogrodu botanicznego, ale i wielu innych, zielonych miejsc, wśród których specjalne miejsce zajmuje ZOO (z jego niezwykłą częścią do zwiedzania nocą) oraz ogród ptasi. Prawdziwej radości obcowania z przyrodą można doznać właściwie w całym państwie-mieście, niezwykle zielonym i przyjaznym naturze.
Na kolejne podróże do Singapuru trzeba będzie jeszcze poczekać (oby jak najkrócej), ale namiastką obecności jest przeglądanie znaczków z pierwszych dekad niepodległego państwa.
Mam także sporo ptasich znaczków z Izraela – miejsca niezwykle atrakcyjnego dla obserwatorów i fotografów ptaków.
Może i tam uda się wkrótce pojechać z aparatem fotograficznym!